Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/481

Ta strona została skorygowana.

władza wojskowa, starsi urzędnicy nadjechali dla formy i bardzo byli radzi, że ich to uwolniło od wchodzenia do mieszkania. — Natychmiast dano rozkaz wyruszenia karawanowi... Marya Pawłowna siedziała w swoim powozie, do którego wcisnął się, nie wiedzieć jakiém prawem, Arsen...
— Pani jedzie do domu?
— Ja jadę, gdzie jego wiozą! za nim! zawołała — za nim!! do mogiły...
— A! Maryo Pawłowno — począł słodziuchno natrętny pocieszyciel — gdybyście pozwolili...
Idzcie mi z oczów! przerwała zrywając się — precz! precz! I wstała z taką gwałtownością groźną, że Arsen, choć już konie ruszyły, musiał, otworzywszy drzwiczki, wyskoczyć — zostawiając ją samą...
Żałobny orszak, złożony z nie wielu powozów, puścił się ciemną nocą ku Powązkom... bez księdza, bez śpiewu... jak wstydzący się tego, którego prowadził.
Noc była zimna i wietrzna...
W progu domu ze zwieszonemi rękami stał poczciwy stary Maciéj... Sam on był sprawcą tego szyderstwa ze śmierci, lecz teraz, gdy zobaczył trumnę, żałobę, cały ten przybór straszny — zabobonny strach go ogarnął, czy nie popełnił świętokradztwa, czy na głowę tego, którego pragnął uratować, nie sprowadził — nieszczęścia. Zdawało mu się to całkiem zrazu poczciwém, dobrém, teraz się obawiał, by nie było grzechem