Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

słyszeć; stary się zerwał z siedzenia, obciągnął pomięte odzienie, poprawił włosy, czuł że jedzie oczekiwany.
Turkot coraz był wyraźniejszy, powóz biegł szybko, zwolnił kroku i zcicha, ostrożnie wstrzymał się przed domem... Drzwi już były otwarte. Jenerał znalazł w nich bladą twarz sługi, który namiętnie pocałował go w rękę wprowadzając, jakby mu dziękował, że nareszcie przyjechał i że — sam przyjechał.
Okryty płaszczem wojskowym jenerał wyglądał zdala jak wszyscy jenerałowie wychowani pod żelazną Mikołajowską formą; był pięknie zbudowany, słuszny, trzymał się prosto... miał minę pospolitego żołnierza, którego wyłamała musztra na żywy słup, mający państwo podpierać...
Twarz téż jego, rysami szlachetnemi podobna do matki, nosiła maskę żołnierskiego zdrętwienia i biernego posłuszeństwa. Długiego pewnie czasu potrzeba było, aby z téj fizyognomii, do życia i ruchu przeznaczonéj, zróbić woskową twarz, kryjącą w sobie uczucie powłoką jakąś zastygłą, nieruchomą. Klimat nadnewski nadał jéj żółtą owę bladość, chorobliwą niemal, jaką przywdziewają powoli, ścierając z nich barwy, wszystkie skazane na życie w jego mijazmatach oblicza... Piękny, młody, z okiem ognistém, z wyrazem szlachetnym jenerał po moskiewsku był zdławionym niewolą... Nawet w téj chwili — twarz jego nie zdradzała najmniejszego wzruszenia... spojrzał na starca... i zawołał: