Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/509

Ta strona została skorygowana.

— A! panie! rzekł, ręce składając — nigdy w życiu szczęśliwszego dnia nie miałem... Oglądam tu syna mego kochanego pułkownika... między swoimi, chociaż to, z pozwoleniem panów, wielkie tałatajstwo. Serce złote, ale o sztuce żołnierskiéj wyobrażenia nie mają.
Rozśmiali się wszyscy. Maciéj wąsy otarł.
— Czy pan jenerał wie, co się potém stało?
— Nic nie wiem, mów! matka!...
— Pułkownikowéj dobrodziejce sam list doręczyłem, tylko, jak Boga kocham, że zostać tam nie było podobna. Musiałem iść.
— Dla czego i po co? z twojemi nogami? rzekł jenerał.
— Ale zupełnie teraz wydobrzały, bo to widzi pan jenerał, tylko ruchu brakło. Człek pod piecem siedział, krew gęstniała... Jażem odmłodniał.. Przytém niebezpiecznie mi było popasać, bo tom ja wszystko urządził...
— Co? spytał Zbyski.
— A no pogrzeb!
— Czyj?
— Pana jenerała,
— Mój pogrzeb! krzyknął Stanisław — cóż to znaczy...
— Poszedłem do głowy po rozum, proszę jaśnie pana... rzekł stary z miną tryumfującą. Jak tylko zobaczyłem list — oho! zarazem się domyślił, co się