Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/518

Ta strona została skorygowana.

Oddział, po dwóch czy trzech dniach obozowania w miasteczku, wyciągnął dla połączenia się z drugim, z którym wspólnie miał działać. Pochód nieco ożywił, rozruszał, udobruchał żołnierzy, choć wcale nie był wygodnym... Dzień cały często iść trzeba było nie karmiąc ludzi i koni... drogi były nie dobrze znane... wiele miejsc wypadało omijać... Moskale pokazywali się to z téj to z owéj strony, gdy się ich najmniéj spodziewano...
Tu, gdyby był nowozaciążny nasz żołnierz miał innego ducha w sobie, mógłby dostrzedz, iż zbierana owa kupka żołnierza, mimo wielkich wad miała prawdziwie heroiczne przymioty... Większość cierpiała wesoło, okazywała umysł niepożyty, gdy ciało wycieńczone padać się zdawało... ludzie dopiero w niebezpieczeństwie i cierpieniu dorastali ideałów. Ale Zbyski nie widział tego, rażony nieporządkiem, swobodą... samym nawet zapałem towarzyszów. On im wydawał się nieznośnym milczkiem, oni jemu gadatliwymi wietrznikami... Przypisując uczucie, jakiego doznawał, przypadkowemu zetknięciu nieszczęśliwemu z wyjątkowemi indywidualnościami, Zbyski przy połączeniu się z nowym oddziałem prosił o pozwolenie przejścia pod rozkazy innego naczelnika i z łatwością je otrzymał. Szepnięto tylko, kogo im oddawano. Maciéj poszedł za dawnym panem.
Oba znaleźli się w komendzie już nieco spójniejszéj, karniejszéj, która kilka szczęśliwych potyczek od-