Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/523

Ta strona została skorygowana.

chem, czarny komin i szczątki pieca... Węgły się trzymały jeszcze... boki runęły na ziemię..
Wśród téj ciszy, tych śpiewów, zapachu czeremch kwitnących, zmięszanego ze spalenizną jakąś... dolina wyglądała jak dramat Shakespeara...
Do koła chatki, w jéj wnętrzu widać było słomę niedopaloną i walające się trupy... fantastycznie bielejące na tle ruiny...
Zdawało się, że tu już nic człowieczego z téj walki smiertelnéj żywém nie pozostało... Nawet w dali nie było słychać żadnego dźwięku, okrzyku, turkotu... Spalona wioska leżała za polami odlegle...
Jednym krajem łąki wiła się w blasku księżyca widna droga piaszczysta, wężowata, kołami poorana, nad nią stary krzyż złamany zwiesił głowę... Sam czarny drzazgami jasnemi wnętrza zdruzgotanego pokazywał, że świeżo był obalony...
W chwili, gdy na raz dwie pary oczów wilczych zabłysnęły w gęstwinie, ze strony przeciwnéj wywlókł się ostrożnie człowiek... rozpatrując i rozglądając po lesie i łące. Przystawał... odetchnął... i począł iść, brodząc przez gęstwiny krzaków ku pobojowisku. Kilka razy utknął na trupa, pochylił się, popatrzał, szedł daléj...
Zdawał się szukać wskazanego mu miejsca, którego nie był pewny, oryentował się, dostrzegł chałupy i zmierzył śmieléj ku miejscu, gdzie w pośrodku ma-