Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/526

Ta strona została skorygowana.

na stare złamane plecy potrafił zwłoki podźwignąć Zdało mu się, że zimne ręce, zastygłe, jakby instynktowym ruchem bezmyślnym ujęły się ramion jego...
Przejście z tym ciężarem przez łąkę było może trudniejszém nawet nad podniesienie go z ziemi. Maciéj chwiał się na nogach i dopiero, doszedłszy do strzelby, którą opartą o trupy zostawił, chwyciwszy ją w rękę, podpierając się jak kijem, nieco pewniejszym zaczął postępować krokiem...
W trawach zawsze jednak iść było trudno, zwlókł się więc ku wybrzeżom lasu i zwolna ciągnął ku gościńcowi, spoczywając i opierając się o drzewa, gdy na drodze z dala, z dala zaturkotał wóz...
Stary żołnierz stanął, lękał się zawczesną pocieszyć nadzieją... ale gdyby, gdyby to był jaki litościwy podróżny... Westchnął tylko do Boga... Wszystko w mocy Twojéj!!
Turkot, choć chwilami mniéj wyraźny, zbliżał się widocznie, potém zwalniał biegu wóz i począł wlec się noga za nogą.
Maciéj z niecierpliwości ozwał się słabym okrzykiem.
— Hej! tu! Bywaj! bywaj!
Ale nagle ucichło... i nic już słychać nie było... Złamany ciężarem ciała, stary sparł się o sosnę, spuścił głowę, dyszał. Trudno mu było nawet się odezwać raz drugi... Dobył głosu...