Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/537

Ta strona została skorygowana.

którém długo pracował, Arsen Prokopowicz dopiero począł szukać Maryi Pawłownéj, aby się jéj dziełem swém pochwalić. Bawiła ona w Warszawie ukryta w zakątku hotelu... nie mogąc się oddalić... czując jakiś obowiązek, potrzebę trwania na tóm stanowisku.
Byłoli to przeczuciem czy fantazyą? któż wytłómaczy?
Arsen, który umiał wcisnąć się tam, gdzie go najniemiléj widziano, gdzie się czuł natrętnym, znalazł chwilę sposobną, drzwi na pół otwarte i jenerałową w żałobie samę jednę, chodzącą po pokoju.
Kilka miesięcy ostatni ślad młodości starły z jéj twarzy, wychudła była, żółta, obudzająca litość, z dawnéj piękności skelet tylko pozostał, postawa dumna i pańska... ale oko było martwe... policzki wpadłe, usta blade, ręce wychudłe... a czoło pofałdowało się i zmarszczki oplotły powieki... Ze stroju i powierzchowności widać było, że najmniejszéj już wagi nie przywięzywała do twarzy swojéj i wdzięku dawnego...
Postrzegłszy nieprzyjaciela w progu, wzdrygnęła się ale pomiarkowała i stanęła milcząca. Jego fizyonomia uszczęśliwiona uderzyła ją...
— A! Maryo Pawłowno! zawołał — co wy najlepszego robicie? po co na was ta przeklęta polska żałoba? czybyście i wy mieli spolaczeć? Po co wam tu się męczyć? czemu nie powracacie do stolicy?... Teraz