Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

Widok tego synowskiego uczucia miłości pocieszył biedną matkę. Pomyślała w duszy, iż ten, co kochać umie swą rodzicielkę, nie może być ostatecznie zepsutym, złym, zobojętniałym dla cnoty człowiekiem. Zapomniała o wszystkiém, wymawiała sobie w duchu, iż go za surowo osądziła może, że go nie zrozumiała.. że, a tak pragnęła zrobić go czystym, godnym pamięci ojca i przywiązania swojego — w téj chwili nie grzesznym i występnym widziała go, tylko nieszczęśliwym i tuliła do piersi... pragnąc wlać otuchę.. i powiedziała sobie znowu — ja nic wiedzieć i widzieć niechcę... to były snu i gorączki potwarze!!
— A! odezwał się nareszcie po stokroć ręce jéj okrywając pocałunkami jenerał, godziłoż się to mamie saméj.. bez sługi.. bez przewodnika.. rzucać się w tę podróż.. ze zdrowiem słabém.. Trzeba było skinąć na mnie.. Czyż ja nie jestem zawsze na jéj rozkazy?
— Musiałam przyjechać Stasiu kochany, odezwała się zesłabłym głosem matka — tak! musiałam.. Opanowała mnie niewysłowiona trwoga o ciebie, miałam na sercu coś jeszcze, co ci zaraz opowiem.. nie mogłam, nie umiałabym była czekać.. Nimby list doszedł i powróciła odpowiedź, rachowałam że sama tu będę. Miałam wiele na sercu.. a potém, musiałam ciebie widzieć, rozmówić się z tobą..
— Czyżby mamę osobiście co dotknęło? zapytał jenerał.