Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/540

Ta strona została skorygowana.

— Teraz więc... więzienie... w cytadeli, nie prawdaż?
— W cytadeli... ale że od ran chory, ma izbę, późniéj kazemata...
— No, i śledztwo?
— A tak! i sąd wojenny. Sąd ciekawy, bo jenerał wykreślony ze spisów jako umarły, a tu trzeba pokazać świadectwem ludzi co go znali, że żywy. Ja także spodziewam się stawać z wielką przyjemnością. Zbrodnia skomplikowana wszelakim sposobem, nie ma więc ani podobieństwa, ażeby wyszedł gdzieindziéj, jak na śmierć. Gdyby go ułaskawili, inaczéj nie mogą, jak na wieczną katorgę, a dla niego będzie tak smaczna, że stanie za dwie śmierci. Ale to nie może być! Trzeba mieć litość i — kulą w łeb... łaskawa pani... z katorgi czasem ludzie cudem powracają, a z tamtego świata nigdy.
— To prawda, dodała zimno Marya — z tamtego świata nigdy..
Arsen te wyrazy, które się zadumanéj wyrwały, wziął za potwierdzenie własnéj myśli...
— Tylko się nie spieszcie, rzekła po chwili Marya — męczył on nas, niechże się pomęczy...
— O! o to nie ma obawy — podchwycił Arsen... choć sąd wojenny gorący, ale tu dużo formalności brak, to to się musi przeciągnąć...