Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/541

Ta strona została skorygowana.

— A potém... machinalnie rzekła jenerałowa... i nie dokończyła...
Arsen był z niéj dosyć zadowolniony, znajdował ją tylko za zimną.
— Pozwólcie sobie powiedzieć — szepnął, że jak na taką dobrą wiadomość, znajduję was nieco obojętną..
— Cóż chcecie, wszystko mi teraz obojętne prawie — odpowiedziała, życie, Śmierć, nawet zemsta...
— Ale na rozstrzelanie, ja wam pierwsze miejsce wyrobię... pod samą cytadelą, albo w oknie, zkąd widać najlepiéj... i on was widzieć będzie mógł... To mu będzie miło, położy rękę na sercu, albo od ust pośle pocałunek... i... brzdęk... skończyło się wszystko...
Twarz Maryi pokraśniała, zbladła... poczęła drżeć...
— Tylko po nim nie płaczcie! zawołał.
— Ja płaczę po sobie! odezwała się.
— O! wam się jeszcze życie uśmiechnie, bo to powoli się zapomni...
— Arsenie Prokopowiczu, rzekła nagle, podnosząc oczy zaognione — o jedno was proszę... niech ja wiem, co się tam dziać będzie... Przyjdźcie do mnie z raportem... proszę... szczegółowym...
— Jak do głównokomenderującego — rzekł Arsen z uśmiechem.
— Cóż wy dzisiaj robicie? spytała.
— Dziś... nie wiem...