Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/545

Ta strona została skorygowana.

— Gdybyś chciała.. nie możesz, wyda cię głos, wejrzenie, płacz... Gdy go zobaczysz wynędzniałym, okutym, bladym... schorzałym od więziennego powietrza, rzucisz mu się w objęcia...
— Cóż począć! o Boże! co począć!
— Uciekaj pani! — zawołała Marya.. jutro ja ci dam paszport.. dam pieniądze.. wszystko co chcesz — uciekaj...
Pułkownikowa wzdrygnęła się — wiedziała kogo miała przed sobą. — Od niéj, od téj kobiety przyjąć pomoc jakąkolwiek.. od téj, co go zgubiła. Mimowoli cofnęła się.
— Pani to musisz uczynić, bo go zdradzisz...
— Ale zdradzi go ten nieprzyjaciel, który go znał... inni — mnie przecie ci ludzie okrutni na świadectwo przeciw dziecku używaćby nie śmieli.
Jenerałowa porwała się śmiejąc boleśnie.
— Oni! nie śmieli! mylisz się pani! Ci ludzie to panowie wykształceni, oni czytali Sofoklesa i Szekspira, im przyjść może artystyczna fantazya zobaczyć żywą scenę dramatu... Co im do tego, że serce od niéj komu pęknie... cóż dla nich znaczy człowiek! Wy nie znacie tych ludzi... ale ja ich znam!!...
Wdowa osłupiała, słuchała. Marya przysiadła znowu przy niéj...
— Pani, ratuj syna... pani musisz tu znać ludzi... tu są tacy, co zabijają? nieprawdaż? Wszakże zabili