Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/546

Ta strona została skorygowana.

szpiegów kilku! to szpieg, to zdrajca, to najplugawsze stworzenie, jakie nosi ziemia... powiedz mi — pomóż... ja zapłacę, niech go kto zabije... co najprędzéj, dziś jeszcze!!
Pułkownikowa cofnęła się od niéj z przerażeniem.
— Mylisz się pani... u nas... nie zabijają, my potępiamy skrytobójstwo, nam każde z nich zakrwawia serce, wstydem okrywa czoło.
Myśmy narodem, dodała z dumą, co był zabijanym ale nie zabijał nigdy... Dość téj krwi...
— A! przebacz pani! chwytając za ręce i schylając się, aby je pocałować, zawołała jenerałowa... daruj, ale w obronie życia zabójstwo... wszak nie jest zbrodnią... jeśli On będzie żyw, syn twój zginie...
Krzykiem i nowém omdleniem odpowiedziała nieszczęśliwa kobieta na te słowa... a gdy się ocuciła z omdlenia, płakać już tylko mogła. Marya patrzała na nią z rozpaczą, jakby ostatnia deska zbawienia z rąk jéj wypadła...
— Nie ma więc ratunku, zawołała — a! nie ma ratunku! Ręce jéj splecione podniosły się nad głowę i twarzą rzuciła się na krzesło szlochając...
Tak upłynęła chwila długa... Na widok rozpaczy serce wdowy mimo wstrętu i obawy téj kobiety poruszyło się, spojrzała na nią z litością.
— Ocal mego syna! wyrwało się z jéj ust.
— A! dajcie mi siłę, dajcie środki? dam miliony