Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/561

Ta strona została skorygowana.

tylko... że takiéj, jaką marzyłem, nie było na świecie, a takiéj, jaka była, ja ni zrozumieć ni umiłować nie potrafię. Pojmujesz ty tę męczarnią? żyć pół wieku wymarzoną kochanką widzianą gdzieś w obłoku, z daleka i znaleść ją...
Nie dokończył.
— Ja ci nie śmiałam mówić nic nigdy — ale co ta wasza Polska... która mi ciebie odbierała!! poszepnęła Marya.
Jenerał się poruszył.
— Milcz na miłość Boga — nic nie mów na Polskę... Co ona winna... ona bohaterka, męczennica... święta... ale ja jéj nie rozumiem... ale między nią a mną — przepaść. Tak, Maryo.. wyście ze mnie zrobili Moskala... wyście mi w piersi zmienili serce, we śnie ktoś mi wyjął mózg i napchał głowę innym... ja płaczę, a Polakiem być nie mogę... czémże ja będę?? czém? trupem...
— A! bądź człowiekiem... dla mnie, nie chcesz być Moskalem, bądź, kim chcesz... ja zrzucę nazwisko, język, wyrzekę się kraju...
— A! nie! nie — w powietrzu tak żyć nie można, krzyknął Zbyski — Moskalem nie mogę być, Polakiem nie umiem — umrę.
— Ty mówisz z rozpaczy i gorączki...
— Rozpacz i gorączka prawdę mówią — powoli zaczął Zbyski... nie! dla mnie wszystko skończone...