Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/564

Ta strona została skorygowana.

się należy kula nie powróz! O! ten zimny sznur w koło szyi... to dławienie się przedśmiertne... przerażają mnie. Ale oni mnie rozstrzelają? nie prawdaż, dodał z wyrazem trwogi drzącéj w głosie.
Marya płakać zaczęła.
— Jeśli ci straszne ze mną życie... idź i żyj sam... ja widzieć nie będę... puszczę cię wolnym, żyj tylko.
— Mówię ci — czém? zapytał gwałtownie Zbyski, to nie jest czcze słowo... com rzekł... człowiek żyć nie może bez duszy, dusza nie żyje bez idei... idea nie rośnie bez celu... U mnie w piersi... próżno...
— Pierś się napełni, mój drogi.
— Nie — to Danaid naczynie... gorzéj, to urna rozbita... płynie z niéj, co w nią wleci i wsiąknie w ziemię, ona zostanie próżną na wieki...
Myślisz, że można żyć bez ojczyzny? a! nie! a! nie... bez niéj nie pełnym jest człowiek... a ja... ja nie mam ojczyzny...
— Masz ją choć nieszczęśliwą! zaczęła Marya łagodnie... prawda, ja nie rozumiem téj miłości waszéj, ani téj potrzeby... dla mnie salon był ojczyzną... któż wie? może ta twoja Polska się odrodzi...
Wymówiła te wyrazy jak dziecku obiecuje się... jutro gwiazdkę z nieba... Zbyski się rozśmiał ironicznie.
— Nie, Maryo — z popiołów nie wyjdzie żywot nowy, a to, co żywe... nie stworzyłoby spółeczeństwa... choć umrzeć za Polskę potrafi, żyć dla niéj nie umie.