Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/568

Ta strona została skorygowana.

Domawiała tych wyrazów, gdy postać wojskowo ubrana, stanęła w progu... podali sobie ręce... jenerałowa znikła...
Dopiero po jéj wyjściu postrzegł Stanisław zwitek ciemny, który mu przy nogach zostawiła, więziennym instynktem narzucił go płaszczem... W chwilę potém wniesiono światło... Ale długo Zbyski pozostał pod wrażeniem rozmowy, zdrętwiały i nieruchomy... usta mu się krzywiły szydersko... Nagle, jakby go coś rzuciło, wstał i począł się przechadzać gwałtownie po celi... Paczek przyniesiony zwrócił jego uwagę, rozwinął go i znalazł kobiecą prawdziwie ręką zebrane, co tylko nędzę życia tego osłodzić mogło... papier, ołówek, parę książek... spory pugilares, pełen pieniędzy. Na wierzchu jego, jakby naumyślnie, ażeby mu ten dar uczynić niepodejrzanym, położona była kartka, ręką matki jego napisana. Drząca dłoń nakreśliła wyrazy nieczytelne:

„Stasiu... żyj dla mnie! zaklinam cię... pozwól się ocalić... dla twéj matki... Spal.“

Z kartki téj widoczném było, że jenerałowa poznała pułkownikową i działała za jéj wiedzą...
Kilka razy brał, odczytywał... pocałował list i, zdarłszy go w drobne kawałki, połknął.
— Takiéj matki jam nie był godny... rzekł w duchu, ani takiego ojca... ani nawet takiego poświęcenia, jak téj kobiety... Ja nie mam serca... Odzywa się