Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/587

Ta strona została skorygowana.

Ruszył ramionami, w duchu mówiąc — to bydło, ale nie mniéj ciągnął daléj, bo przygodę swą niezmiernie opowiadać lubił...
— Wystawcie sobie... ja... ot! niczego! a jeszcze przed tą awanturą doprawdy lepiéj wyglądałem!!... Drugi Polaczek, jenerał... Czyście wy i o Stanisławie Karłowiczu Zbyskim nie słyszeli?...
Urzędnicy zgodnie odpowiedzieli —
— Nie. —
— To bałwany! myślał Arsen i mówił znów daléj. Było to w Petersburgu, Marya Pawłowna wdowa, no i milionerka... wszak mówią... że jéj Mikołaj dał przez Kleinmichela dwakroć sto tysięcy rubli w samych dyamentach... a piękna była i taka arystokratka... że no! choć przed nią tylko bić pokłony... Miałem ja na nią chrap i na milionczyki i na osóbkę, ale Polak opętała... Dopieroż my z nim wzięli się za bary... kto kogo zmoże? Silny ty, duż i ja... Czekaj niewiaro! Chodziłem za nim w trop... aż doszedłem... Polak spiskował. Wy wiecie; oni wszyscy tacy, żeby ich od szyi do pięt obwieszał krestami, dla tego, jak im tam Polska zapachnie... nie wytrzymają...
— To prawda... jej, jej! rozśmiali się czynownicy chórem...
— Pokopałem pod nim takie doły, że nareszciem się jego pozbył... Przyszło powstanie... jemu kazali iść na swoich, nie wytrzymał, poszedł do lasu... Ale co my-