Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/608

Ta strona została skorygowana.

obrazie Neapolitańskiéj okolicy. Odarty człek zbliżył się wedle obyczaju tutejszego wyciągając rękę po datek... Mężczyzna rzucił mu kilka granów... Na ostatek ubogi ludek poszeptawszy rozpłynął się po Campo Santo. Przy téj sposobności każdy z przybyłych poszedł odwiedzić jakąś mogiłę, bo każdy tu miał kogoś z krewnych lub przyjaciół... Tylko tych dwoje państwa byli całkiem obcy...
— A! odezwała się po długiém wpatrzeniu w lazurową dal kobieta głosem słabym — jakże tu pięknie! jak pięknie! jak się ztąd odchodzić niechce! Dla czego tak rozkoszne miejsce umarłym i pustelnikom oddano!...
— Biedny wygnaniec! szepnął mężczyzna... dostało mu się zamiast mogiły w mazowieckim piasku... schronienie w puzolanie neapolitańskiéj... pod krzakiem róż i cieniem akacyi!... ale w pustyni, bo tu nikt nie przyjdzie klęknąć u głów jego...
Któż wie? odpowiedziała kobieta... są może serca uczuciu wierne i nie wystygłe od mrozów naszego wieku, trzeba mu skromny choć kamień położyć, aby ci, co szukać będą, miejsce spoczynku znaleźli... Mężczyzna nie odpowiedział nic, oczy jego błądziły po cmentarzu i zatrzymały się na grobie...
— Cały osmutniałem od widoku śmierci tego człowieka, u którego łóżka ostatnie spędziłem godziny... a! losy nasze! losy — zawołał nie rychło mężczyzna.. Turecki fatalizm i żelazna ananke starożytnych i he-