Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/610

Ta strona została skorygowana.

się wyleczył; ale trzeba było na chorém jeszcze po ojczyznie sercu nosić nędzę i rozpacz tułaczą. — A był poetą! był poetą!! Poszedł z poezyą na wygnanie... złocąc sobie je pieśnią i wiarą w ideały... Wiesz, znalazłem go tu chorego, dogorywającego suchotnika, w nędznéj, wilgotnéj izdebce mrącego z głodu, załzawionego z tęsknicy po kraju i piszącego poemata... Wysłali go przyjaciele znać, aby na zgon niepatrzéć... Przybył bez grosza z duszą pełną zachwytów vedi na poli e puoi morir. Umierał i wierzył, że Polska i on żyć będą, walczył ze śmiercią i zwątpieniem, w pośród obcych mu językiem, myślami, obyczajem ludzi... Nie miał mówić do kogo, pisał po całych dniach listy, na które mu nikt nie odpowiadał. Cisza śmierci otaczała go już za życia... Pół ze skargą, na pół z płaczem... odzywał się do swoich, że kona, że z nędzy umiera, że krwią pluć zaczyna, że gorączka go trawi... Siostry, bracia... przyjaciele po długiém wyczekiwaniu zbywali go kilką słowami... Ale ostatkiem sił trzymając się ludzi i nadziei, tłómaczył sobie tułacz słowa zimne, gorąco... brak współczucia... położeniem kraju... nieszczęście swoje, winą własną... Płakał może wśród nocy bezsennych, lecz gdym go w ostatnich dniach odwiedzał, odżywał, uśmiechał się, rozgrzewał... i wracała mu młodość... Mówił o pracy... Codziennie biegł na pocztę po listy z kraju i codzień z niczém smutny powracał... Opuścili go wszyscy swoi... Kiedy mi o nim