Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/621

Ta strona została skorygowana.

posłyszawszy mowę polską uciekał, zbliżył się żywo do nieznajomego i sam go pierwszy przywitał, podając mu zapalone cygaro. Blady chłopak spojrzał zdziwiony, kaszel się na chwilę uspokoił, wziął białą drzącą ręką cygaro i uśmiech mu się rozbiegł po ustach. Nieśmiało, trwożnie patrzał na jenerała, zdawało mu się, że dźwięk téj mowy kochanéj rajskiém go upoił weselem... że czekał, aby ją jeszcze i jeszcze posłyszeć...
Młodzieniec był wychudły, ale tak piękny, jak jaki anioł Fra Beato, choroba wypiła zeń krew, przezroczystą uczyniła cerę, zapaliła oczy ogniem, po twarzy rozsiała budzące współczucie piętna tęsknoty i niedoli. — Długie jasne włosy spadające na ramiona okalały owal przedłużony, wśród którego świeciły dwie źrenice łzawe i usta zbielałe...
— A! panie! zawołał nieznajomy, ściskając rękę jenerała — cóż to za szczęście posłyszeć mowę tę naszą... jak ona brzmi a — nietylko całą przesz ością... a! mów pan... bo to Bóg go zesłał, abym z tęsknoty nie oszalał...
— To téż łzami i tęsknicą wyryłeś pan ten śliczny wiersz... który was zdradził, a mnie dał zręczność poznania was... Cóż wam powiem? chyba to, że i ja... tęsknię jak wy!
— A! panie — dwie tęsknoty... ozwał się weseléj poeta — są jak dwie negacye... znoszą się... Z dwóch