Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/634

Ta strona została skorygowana.

— O! nie mówcie tego, Maryo Pawłowno, to się nie godzi — zaprzeczył stary, uśmiechając się ciągle — człowiek, gdy dla siebie żyć przestaje, niepowinien tracić ciekawości przynajmniéj. Uciecha to niepospolita patrzeć na grę dobrych artystów...
— Tak, gdyby komedva czy farsa życia była cokolwiek więcéj urozmaiconą, rzekła jenerałowa, ale jak w teatrze tak i tu, od razu piąty akt przewidzieć można.
— Ale gra artystów?...
— A! najczęściéj tak niezgrabna i pospolita...
— Ja tego nie znajduję, mnie życie bawi rzekł stary...
— Jesteście szczęśliwi...
— Cóż dziwnego, mając Anuszkę taką, musi być człowiek szczęśliwy.
Anuszka znowu się, całując w ramię dziadka z ruchem pieszczonego dziecięcia, rozśmiała się do niego i spojrzała na jenerałową.
— Od dawna jesteście w Neapolu? spytał Senator...
— My? ja? poprawiła się Marya — a dosyć już dawno... próbowałam Sorrento, Castellamare... Capri... a teraz już wszystko zużyte... A wy?
— Myśmy nie dawno jeszcze i bawimy się doskonale... My, to jest Anuszka... bo ja, jam tu już dawno bywał i spił pierwsze wrażenia, którym nigdy powtórne