Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/640

Ta strona została skorygowana.

Maryo Pawłowno, zbyt macie wielkie wyobrażenie o moich stósunkach... Prawda, że znam kanclerza z czasów jego pobytu w Petersburgu, że mnie zaszczyca swą przyjaźnią... ale w tych sprawach...
— Wiecie co? — dodał po chwili — zdaje mi się, że nierównie łatwiéj wam przyjdzie gościnność znaleść w Austryi, w Galicyi... Beustest bon enfant i ten mi nie odmówi... Napisałbym do Wiednia, mam tam przy cesarzu kilka osób... Polacy w Austryi są lepiéj widziani.
— Spróbujemy! — ściskając jego ręce, odpowiedziała jenerałowna — dziękuję wam. Nic jeszcze o tém nie mówiłam mężowi, aby mu nie dawać przedwczesnych nadziei...
Senator zawahał się.
— Spodziewam się — dodał cichutko — że mi dochowacie tajemnicy. Odmówić wam nie mogę, ale pojmujecie, że gdyby wiedziano o mojém interesowaniu się losem Polaka, emigranta... nawet tytuł waszego męża nie obroniłby mnie od podejrzeń...
Westchnął.
— Wiesz, Maryo Pawłowno, byłem i jestem zawsze najposłuszniejszym poddanym, najwierniejszym Rosyi synem... a mimo to mówiono mi, że uchodzę za malkontenta! lękam się cienia! otóż, Bóg widzi, jestem niewinny!! Takie czasy... Nie skarżę się na nikogo... przecież ostrożnym być trzeba...