Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/645

Ta strona została skorygowana.

bardziéj wypróbowane a odczarowane jeszcze się ku niemu rzucają, z nadzieją nadziei.
Dzień był prześliczny znowu, a przejażdżka na Campo Santo jest jedna z najmilszych wycieczek w Neapolu... Po drodze spotkali małą trumienkę dziecięcą obwieszoną kwiatami i skromną, zamykającą zwłoki starca, który już tak przeżył swoich i siebie, iż się go pozbywano z obojętnością... Ludzie, rodzina, idąca za trumną, przybierała miny smętne gdy ujrzała obcych, ale wyminąwszy ich gwarzyła wesoło aż do obojętności.
Ciągnąc się tak powozem pod górę dosyć wolno, jenerałowa ujrzała pieszo idącego, widocznie turystę, w zaniedbanym stroju człowieka, który, obcym będące, nie dba za kogo wzięty zostanie. Był średniego wieku, śniady, ogorzały a typ jego twarzy uderzył Maryą Pawłownę charakterem przypominającym jéj ludowe fizygnomie w Moskwie spotykane. Małe, czarne, żywe i ruchawe oczki, nos nieco zadarty, szczęki wydatne, ironiczny ust uśmieszek... zapowiadały człowieka gorącego temperamentu, namiętnego a spragnionego życia... oglądał się, patrzał, stawał, chciał niby pochwycić sobie wszystko, przyswoić a razem wzbraniał się widocznie, by go entuzyazm nie opanował... Dla tego, choć oczyma pożerał, szydersko śmiały mu się usta....
— Patrz Stanisławie — rzekła z cicha jenerałowa — przsięgłabym, że to ziomek mój. Dawniéj za granicą