Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

do chwili ostatniéj, a byt jéj zawisł od miłości dzieci.. Gdy na zegarze wiekowym wybija poświęceń godzina, kto się ich odrzeka, aby pozostać sam.. spokojny, cały i nietknięty — ten już do Polski nie należy..
Jenerał zbliżył się do niéj, pokląkł i zaczął całować w kolana.
— Kochana mamo, rzekł, zlituj się nademną, nie wystawiaj mnie na męczarnie.. ufaj mi i bądź spokojna.
— Jakże chcesz, bym nią była, widząc ciebie w téj chwili tu.. zrezygnowanym, chłodnym.. milczącym..
Syn podniosł się z ziemi, ręce miał złamane, twarz bladą...
— Na miłość Bożą matko, zawołał, nie sądź mnie.. nie domagaj się odemnie, ażebym nawet przed tobą się spowiadał, — nie mogę.. Nie darmo nas hartowano w téj szkole posłuszeństwa i karności, wyszliśmy z niéj stalą... zimną, błyszczącą... nie mamy ust, nie umiemy mówić, lękamy się echa własnych wyrazów.. Choćbyś mnie potępić miała, matko.. błagam cię, zostaw mnie rozporządzenie sobą..
— Ale ja właśnie z tego dotychczasowego rozporządzania, szczerze ci i otwarcie mówię, jestem niezadowolnioną.. Ja przyjechałam żądać od ciebie, ażebyś mundur ten zrzucił, służby się wyrzekł...
Jenerał, nie namyślając się, stanowczo zawołał.
— To nie może być!