Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/661

Ta strona została skorygowana.

przeciągnięte dłużéj, staje się nader dokuczliwém. Wiecznie być obcym w pośród świata otaczającego, zawsze tylko życia świadkiem... męczy w końcu i nęka. Już byli bliscy oboje znużenia tym Wiedniem, gdy jednego wieczora, będąc w Burgu i zapomniawszy, że poznaną być może, Marya Pawłowna wychyliła się z loży dla przysłuchania lepszego grze aktorów. W chwili gdy światło padło na jéj twarz, któréj rysy nadto były znaczące, ażeby się znajomym rozpoznać nie dały — z przeciwnego końca skierował na nią lornetkę mężczyzna podżyły i długo a bacznie wpatrywać się począł. Po niejakim czasie jął się tak samo przyglądać z uwagą jenerałowi, przetarł szkła, podniósł je znowu, posuwał, skracał perspektywę teatralną, zdawał się mocno zdziwionym i zamyślił głęboko. Zbierał niby wspomnienia dawne, rozrachowywał coś, ważył i znowu patrzał i, jakby oczom nie wierzył, powtarzał po kilkakroć badania swoje. Nareszcie zwyciężony rzeczywistością, zrezygnowany ale zdziwiony, począł z afisza liczyć akty, potém niespokojny w końcu drugiego wyszedł. Krążył jeszcze po korytarzu w niepewności, co z sobą pocznie... Spoglądał na zegarek, naostatek odważył się i, otworzywszy drzwiczki loży, zajmowanéj przez jenerała, ukazał się na progu.
Niespodziewany ten gość ubrany był po cywilnemu, choć po wojskowemu się trzymał, mężczyzną był pięknéj postaci, twarzy niegdyś przystojnéj ale wypłowiałéj i przedwcześnie pomarszczonéj. Wyraz przebiegłości