Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

skiém jego obliczu ujrzała, iż się zlękła saméj siebie.. cofnęła... nie śmiała ani mówić, ani więcéj nalegać.
Pierwsza ta próba rozmowy pomiędzy matką a synem skończyła się tak podrażniwszy oboje — łzami tylko...
Biedna pułkownikowa poszła do okna, ażeby ukryć łzy, które ocierała, jenerał szarpał chustkę i pogrążony w myślach, chodził żywo po pokoju.
— Jesteś nielitościwy mój Stasiu, poczęła po chwili łagodniejszym głosem matka, jakkolwiek mnie to boli, nie nalegam już... Tak jest, powodem głównym podróży mojéj było zapukanie do twéj piersi nieubłaganie dla mnie zamkniętéj... ale miałam drugą do téj podróży pobudkę, równie nagłą.. Teraz i o téj mówić ci nie śmiem...
Jenerał zbliżył się żywo...
— Pamiętasz Albina?...
— Mało — odpowiedział jenerał — nie widzieliśmy się od lat dziecinnych...
— Ale to brat twój stryjeczny... a jam ci zawsze donosiła o nim, bo mi on jakoś ciebie przypominał... Rówieśnik twój był dla mnie obrazem tego syna, którego widzieć nie mogłam; zdawało mi się, że Pan Bóg go stworzył na to, abym w nim ciebie czytała... na twój wzrost patrzała... Albin.
— Cóż się stało z Albinem...