Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/681

Ta strona została skorygowana.

trochę porozprawiać z takim zagorzałym Polaczkiem. Do tego jednak jenerał ani chciał ani mógł dopuścić.
Udawało się téż przez kilka dni jak najszczęśliwiéj, a że Tur nie narzucał się wcale, o niego nie było obawy. Inne a niespodziane spotkanie groziło im w chwili, gdy się tego ustrzedz chcieli. Korzystając z pięknego wieczora, pojechali na Prater i przebywali główną ulicę powoli, gdy powóz ich skrzyżował się z drugim, w którym siedział mężczyzna i kobieta, bardzo niesmakownie a wykwintnie przystrojona. Oboje mieli oczy zwrócone w przeciwną stronę, tak że osób dostrzedz nie mogli, ale mężczyzna jadący na widok ich porwał się aż z siedzenia, ręce złamał z wyrazem podziwienia i dzikiéj jakiéjś radości, rozśmiał się, rzucił w głąb zakrywając, a wyminąwszy jeneralstwo, począł żywą rozmowę z woźnicą, nakłaniając go datkiem i prośbą, aby zawrócił i z oczów nie spuszczał wskazanego powozu, jadąc za nim póty, pókiby się przy hotelu jakim nie zatrzymał. Kobieta towarzysząca temu jegomości napróżno ciągnęła go za rękaw od płaszcza i badała, chcąc się od niego coś dowiedzieć, mężczyzna wcale się o nią nie troszcząc i nie czyniąc z nią ceremonii, póty się nie uspokoił, dopóki nie postawił na swojém. Naówczas ukrywający się w powozie z miną rozradowaną począł ręce zacierać, mruczeć coś sam do siebie i nawet podśpiewywać.