Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

powinien? Więc ty, obawiając się stracić ich łaski i względów, poświęcić gotów jesteś brata — mnie?
Zakryła oczy i cofnęła się kilka kroków. Syn stał jak posąg, dziwnie jakoś nabiegło mu czoło krwią, oczy się zaczerwieniły, żyły wezbrały, zdawało się, że czémś stanowczém wybuchnie, ale jakby się jeszcze raz zwyciężył — westchnął głęboko i szepnął.
— Tak! i to... znieść potrzeba!
— Stanisławie, mierząc go oczyma już oschłemi z łez odezwała się matka, tyś dla mnie straszną zagadką... nie chcę jéj odgadywać, bo słowo jéj zabiłoby mnie może...
Ironiczny uśmiech przebieg po wargach jenerała.
— Tak, rzekł ponuro — jestem dla ciebie mamo, dla siebie, dla wszystkich jedną z tych zagadek, przed któremi się cofa serce macierzyńskie... uczucie polskie.. sumienie własne... Ale zaklinam cię, mamo droga, wstrzymaj to przekleństwo i potępienie, które ci drzy na ustach. Kiedyś może nie starczyłoby ci łez na opłakanie go. Tak — w téj chwili jestem i muszę być bez serca, bez litości, głuchym, niemiłosiernym... Albin zginie i ja mu ręki nie podam... Spytają mnie oń i wyprę się... ja jestem wierny poddany cesarza... jam polskiego nazwiska i czucia się wyrzekł — oto czém jestem... poczwarą! A czém inném w téj chwili być nie mogę — i nie będę.