Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/695

Ta strona została skorygowana.

żna... ale kroczy ku upadkowi, jeźli fantazya losu nie tchnie weń życiem nowém.
Ze wszystkich majestatów, które mieścił w sobie Kraków, pozostały mu w kościołach majestat Boży, w akademii majestat światła i nauki, modlitwa i wiedza... Szyderstwo losu na modlitwie już kładzie znamię faryzejstwa, na nauce suchéj pedanteryi cechę. Dwa ostatnie majestaty je rdza powoli. Oprócz tego dwojga Kraków już nie ma nic. Na Wawelu ani Zygmuntowskiéj sali o gadającym stropie, ani owych podwoi królewskich rzeźbionych dłonią, ani szczątka miejsc, gdzie obradowano, gdzie biesiadowano... Na ostatku przeszło oblężenie i wojna i wymiotły resztki...
W smoczéj jamie mieszkają nietoperze a gospodarują austryaccy żołnierze, trzymając ją pod kluczem, aby z niéj nowy smok nie wypadł na państwo rakuskie. W ulicach tłumy żydów chciwe, zwadliwe, napastliwe a brudne, pośród nich chodzą ludzie ruiny. Starzy czy młodzi, na wszystkich ich obliczach napisano... Baltazara głoskami ruina... Dzieci czuć już stęchlizną... W pośród tego upadku strzeli gdzieniegdzie na przekorę przeznaczeniu biała ściana otynkowana trupio, zimna, goła, straszna... przysiągłbyś, że z pustek pilno było komuś urodzić — więzienie. Cały bo Kraków uwięziony w ciemném kole fortów i wałów, ściśnięty, dusi się i tchnąć nie może...
Lud zdaje ci się złożony z żebraków, a mieszczań-