Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/699

Ta strona została skorygowana.

na górę. — Tu w pokoiku skromnym ujrzał w krześle siedzącą kobietę, raczéj zestarzałą niż starą, która otwarła na widok jego ręcę, chciała wstać i zachwiawszy się padła mu na szyję z płaczem. Przez chwilę nie było słychać nic, tylko cichy ten płacz i jakby modlitwę... Jenerał był wzruszony... i jemu łza płynęła z powiek na zżółkłą twarz...
Z boku stała młoda kobieta, piękna, ale także ze śladami cierpienia w twarzy, nie śmiejąc się zbliżyć, — patrzała, aż i jéj od tego widoku na łzy się zebrało.
— Mój Staś, którego mi Pan Bóg powrócił! O! bądź pozdrowiony! bądź błogosławiony ty, coś o staréj matce sierocie pamiętał... I dość łez... bądźmy szczęśliwi!
Dopiero z uścisku matki, która się napowrót w krzesło osłabiona potoczyła — podniósłszy głowę, jenerał spostrzegł stojącą kobietę i poznał w niéj Michalinę.
Podbiegł, milcząc jeszcze, pochwycił jéj rękę i do ust przycisnął.
Rozmowę zacząć — od czegóż??
Myśl obojga snuła się około grobów... nie można było ust otworzyć, by o nie nie potrącić. Matka ocierała oczy, jenerał stał chmurny... W takich razach instynkt kobiecy umie obejść to, coby bolało, rzucając się na drobne szczegóły powszedniego życia, które od wielkich zaprzątnień odwodzą. Matka odezwała się coś o mieszkaniu, o zmęczeniu drogą... o śniadaniu. Jene-