Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/702

Ta strona została skorygowana.

znała, nie wiem, jak mówić do niego... lękam się zadrasnąć.
— A! droga pani moja — poczęła cicho Michalina — to pierwsza chwila wrażenia... Niech się pani nie trwoży... znajdzie się wspólna myśl i zrozumiały język... Tak! na tym człowieku znać cierpienie, jakby znać było, gdyby go dziki zwierz podrapał... Przecież ni» mógł on stracić ani polskiego uczucia ani uczucia dla Polski.
— Moje dziecko... tyle lat z tą kobietą...
— Przecież nie była ona dlań złą żoną... a jako kobieta dowiodła takiéj stałości uczuć —
— O! ty jéj pamięci bronisz zawsze — odezwała się pułkownikowa — ani téż ja ją potępiam. Biedna, nieszczęśliwa była... a wierna poślubionemu uczuciu do zgonu... Żal mi jéj — płakałam po niéj, modlę się za nią a jednak — jednak — przyznaję się do grzechu... Lżéj mi się zrobiło, gdym się dowiedziała, że umarła. Ciężyła mi ta jéj ofiara dla mojego syna... bałam się wpływu... któż i teraz wie, co te lata zrodziły... Wszakci my, cośmy podobnym nie ulegli codziennym wrażeniom, czujemy na sobie, że coś w nas jest zmienionego a widzimy, że cały niemal świat się przeobraził w oczach naszych po téj katastrofie! Cóż dopiero on... który się wyrwał z płonącego stósu popalony...
Mówiła staruszka po cichu, jakby się lękała, aby kto głosu jéj nie podsłuchał. Michalina nie przerywała