Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/736

Ta strona została skorygowana.

najwięcéj kosztowało, gdyż cierpiał na nagniotki — buty nawet. Nie mniéj przybraną była gosposia w czepek z wstążkami pąsowemi, a służąca, która miała podawać potrawy, świąteczną sukienkę i fartuszek wdziać musiała. Szpice oba tego dnia surowo były trzymane, aby nadużyć, jakich się często dopuszczały, nie popełniły przy gościach. Nadawało im to minę smutną i pani Skwarska po cichu je pocieszała w przekonaniu, że rozumieją doskonale, obiecując im wieczorem sowitą nagrodę... Doktor wezwany osobnym bilecikiem, chociaż nadzwyczaj zajęty, przybył wcześnie. Szło mu o to, ażeby o gościach zapowiedzianych dowiedział się trochę wprzódy i nie był jak w rogu, nie mając się z czém odezwać. Doktor ten, którego tu nazywano po przyjacielsku panem Ignacym, był w swoim rodzaju oryginalną figurą. Nie można było zaprzeczyć ani patentu doktora otrzymanego niegdyś w Wiedniu, ani nauki, ani tytułu. Miał nawet wcale nie złą praktykę, przecież medycyny nie cierpiał i nie bardzo w nią wierzył. Za to znowu był człowiekiem choć do rany przyłożyć, przyjacielem, doradzcą, jakich mało. Środki, któremi się posługiwał, ograniczały się na najprostszych: dyeta, rumianek, magnezya, emetyk, w wielkich razach kropelka laudanum i laurocerazu... Po za to się nie posuwał. W słabościach groźniejszych wyczekiwał lub wzywał konsylium. Nie gorzéj mu się powodziło od innych. Od kilku lat do środków zwykłych przydawał czasem użycie zimnéj