Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/738

Ta strona została skorygowana.

był miły jednak i sympatyczny. Gdy się uśmiechał, znać było w łagodném rozpromienieniu twarzy dobroć wielką. Nie miał téż prawie nieprzyjaciół — a gdy widział w kim niechęć ku sobie, spieszył ją rozbroić...
Ten przyjaciel domu przystawał doskonale do dwojga staruszków, którzy bez niego żyć nie mogli. Była to ich wyrocznia. Miał i ten przymiot, że chodząc wiele, znając wszystkich, wiedział, co się gdzie działo, informowany był doskonałe i niewinne plotki nawet lubił. Mówił je tylko na ucho, po cichu, ażeby słudzy nie powtarzali.
W progu już spotkała go pani Skwarska.
— Musiałem się pospieszyć, rzekł, całując ją w rękę, bo widzi droga pani, goście — nie wiedząc kto, nie znając okoliczności, nie śmiejąc ust otworzyć, na nicbym się wam tu nie zdał — więc — kto taki?
— Zbyska, pułkownikowa Zbyska, z Królestwa, przyjaciółka moja od lat dziecinnych, święta, zacna kobieta, która wiele wycierpiała... Z nią miluchna jéj przyjaciółka, młoda jeszcze panna, mówią, że nadzwyczaj wykształcona i rozumna... to druga... A teraz — dodała — powiem ci na ucho — bo tego nie trzeba rozpowiadać — nibyto pan Melchior Szarliński.. a w istocie syn jéj, pułkownikowéj, Stanisław Zbyski, wychowany w Petersburgu, jenerał dawniéj w służbie rosyjskiéj... Tylko że był w powstaniu... podali go za umarłego... a to — powiadam ci, cały romans — bo