Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/740

Ta strona została skorygowana.

Był to ananasik kupiony po drodze, z którego w istocie pani Skwarska była i dumna i dosyć mu rada... Doktor téż był bardzo szczęśliwy, że się naprzód dowiedział o ludziach, z którymi miał siedzieć u stołu. Po chwili nadeszli goście, przyjmowani od progu z tą starodawną gościnnością serdeczną, co gospodarzy czyni sługami przybywających. — Skwarski, który kochał ojca, rozpłakał się na widok syna i uściskał go, nie śmiejąc wszakże przy doktorze wspomnień dawnych podnosić. Westchnął tylko i otarł zwilżone oczy. — Pani Skwarska zajęła się kobietami, ale z ciekawością wpatrywała się w syna swéj przyjaciółki. Ten zdał się jéj surowym i przerażająco smutnym. Doktor Ignacy, nawykły do poufałego obejścia w kółku najbliższych znajomych, zwykle spotykając się z obcymi, co mu się rzadko zdarzało, był milczący i zakłopotany, dopóki i z nimi się nie spoufali. Nie trwało to jednak nigdy długo. Jak nie cierpiał fraka, tak mu ciężyła ceremonialność, zrzucał ją, jak mógł najprędzéj. — Jeśli się jéj w czyjém towarzystwie pozbyć nie mógł, w takim razie z towarzystwa uchodził. Z razu z pod oka przypatrywał się jenerałowi, rzucał gderliwie po słówku, a powoli coraz śmieléj, coraz głośniéj wszedł na ton swój zwykły. Dopomogło do tego parę kieliszków dobrego węgierskiego wina, którém pan Ignacy nie gardził.
Pan Melchior Szarliński uchodził tu za siostrzeńca