Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/743

Ta strona została skorygowana.

— Za pozwoleniem, odparł doktor; my mamy po sobie słuszność. Ktoś, co się z miejsca na miejsce przenosi, błądzi i szuka dla siebie nowéj siedziby, już przez to samo że się rusza... podejrzanym jest! Nie, powiesz pan, byśmy nie mieli słuszności.
Jenerał rozśmiał się i wszyscy mu zawtórowali. Doktor Ignacy przybrał minę tém poważniejszą, im ironiczniéj występował.
— Co do mnie, rzekł Stanisław — ja szukam wprawdzie na własnéj ziemi miejsca, gdziebym swobodnie pracować mógł i spocząć, ale nie życzyłbym sobie nigdzie narazić się na walkę z uprzedzeniami i nieprzyjazném usposobieniem... Więc jeśli Galicya jest tak niegościnną...
Doktor wychylił kilka kropel pozostałych w kieliszku.
— Nie trzeba się spieszyć, rzekł, ani z postanowieniem ani z wyrzeczeniem myśli, póki się nie doświadczy wrażeń... nie spróbuje szczęścia... Ja sobie tak plotę... ot! stary gdera... Z drugiéj strony, są ludzie, co mówią, że my pruchniejemy, że ludzi nam nowych i sił potrzeba... jest u nas kupka nowatorów...
— Mówisz pan jeszcze zdaje mi się o księstwie Krakowskiém, odezwała się pułkownikowa, jeśli się nie mylę? Pozostaje nam Galicya właściwa...
— Tak, Galicya, Galilea!... uśmiechając się mówił doktor Ignacy, kraj to już zupełnie różny. U nas