Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/746

Ta strona została skorygowana.

— Oh! oh! znowu tak źle nie jest! — rozśmiał się pan Ignacy — my krzyczymy głośno... ale niebezpieczni bardzo nie jesteśmy... Dałbym przykłady osób, które umiały tu, z innych prowincyi przywędrowawszy, powoli sobie wyrobić wygodne łoże i już tu są jak w domu... Wszystkie wszakże przykłady te stósują się do dobrze urodzonych i uznających panowanie z bożéj łaski familii, która zresztą — bądźmy sprawiedliwi — wiele czyniła i robi dobrego...
— Jakżebyś pan radził memu sy... — tylko co nie powiedziała pułkownikowa — synowi — zarumieniła się, zmięszała, chciała poprawić, synowcowi, przypomniała, że miał być siostrzeńcem... dodała: siostrzeńcowi, co uśmiech nieznaczny wywołało na usta doktora. — Jakżebyś pan radził mojemu siostrzeńcowi? czy ma się starać kraj poznać i zawiązać stósunki? czy...
Doktor począł chleb krajać i z kawałka kręcić gałkę, zatopił się w talerzu, na którym nic nie było i głową potrząsał.
— Radzić — rzekł — jak to tu radzić?... Doprawdy bardzo to ciężko... Może się ja mylę, może szanowny pan ma szczęście, może mu się lepiéj powiedzie, niżbym ja wróżył?... Zawszebym powiedział: należy iść, rozpatrzeć się i samemu próbować! Jednakże trzeba, by ktoś w towarzystwo wprowadził i żeby poprzedziła choć ta fama, zawsze konserwatywny nadająca charakter, że się będzie dobra kupować.. To konieczne, bo