Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/766

Ta strona została skorygowana.

się znajdzie! Będę pracował, będę kamienie tłukł, będę robił, co mi każą, ale ten czarny nasz chleb kochany pożywać będę, tém naszém odetchnę powietrzem i posłyszę mowę naszę, dzwony kościołów, szum lasów...
Łzy mu się z powiek potoczyły, był cały jakby gorączką przejęty, chwyconą rękę ściskał z oczyma podniesionemi ku niebu... i mówił w uniesieniu. — A! to już najwyższe szczęście, być tu... choćby bracia odepchnęli — toż bracia — choćbym tu doświadczył największego bólu, nagrodzi mi go jeden dźwięk, jedno tchnienie, jedno wrażenie, to, że jestem na naszéj polskiéj ziemi męczenników... O! byle mnie tylko nie wypędzili ztąd znowu... chciałbym choć módz umrzeć tutaj.
Jenerał zatrzymał go z trudnością na dłużéj, biedny człowiek lękał się być natrętnym i uchodzić za głodnego. Chciał go jednak przedstawić matce i Michalinie, bo to był przyjaciel i towarzysz Władka, chciał go poznać z Arusbekiem, dla pożytku obu.
Zgadłszy prawie, że Tur dla swego ubóstwa stronił od towarzystwa, Stanisław rzekł mu po cichu. — Jesteśmy bracia z pola walki, bądżże ty ze mną jak z bratem i nie lękaj się a pozbądź emigranckiéj drażliwości i nieufności — nigdy nam natrętnym być nie możesz. Muszę cię przecież poznać z matką moją, z siostrą Władka, no — i pozwolisz jeszcze, bo mi to