Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/777

Ta strona została skorygowana.

odwracał głowę i rzucał okiem szybko, aby nie być schwytanym na uczynku, potém raz i drugi bezkarnie popatrzywszy, bo jenerał zamyślony oknem na okolicę wyglądał, jął śmieléj już badać twarz, ubiór i szczegóły a przybory, z których stan i możność podróżnego najłatwiéj się poznaje. Nad Stanisławem leżała piękna torba, najpierwszego paryskiego fabrykanta wypieszczone dzieło, przy nim kołdra kosztowna i drobne jakieś sprzęciki, aż do zbytku wytworne, bo takie tylko Marya Pawłowna mieć przy sobie lubiła... Prócz tego woń hawańskiego cygara, piękne futro przekonywały, że towarzysz podróży był, jeśli nic więcéj, zamożnym człowiekiem. Olbrzym siedzący naprzeciw miał téż wiele pakunków, ku wygodzie służących, oplataną flaszkę, koszyk z żywnością, torbę przeładowaną, pękatą i wytartą. Ubrany był dostatnio, wygodnie, chociaż to, co miał na sobie, złém użyciem zawczasu było zniszczone. Twarz, która z nad barczystych ramion wyrastała, z wąsem staropolskim, z podbródkami dwoma obfitemi, miała wyraz pewien dumy, w sobie zamkniętéj i pewnéj siebie. Małe oczki piwne ginęły w grubych powiekach, nos kartoflowaty bezkształtny wydawał się małym przy bardzo szerokich i wystających ustach. Myśli na czole nie było wiele i snać tam one nie pracowały zbytnio, bo marszczek nie orały. Słowem był to typ starego szlachcica, który, w XIX wieku nie mając nic do roboty oprócz używania darów bożych, roztył się nieborak