Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/798

Ta strona została skorygowana.

macie słuszność, ja może bredzę, ale prąd wieku taki, a jak się uweźmie ogół, choćby głupstwo zrobić, ludzkość musi przejść przez próbę. W powietrzu zawieje to lub owo... to tak jak cholera zaraźliwe, wszyscy się nią pochorują... dużo wymrze... fatalizm dziejowy! Źle czy dobrze, tak musi być. — My, posłuszni głosowi wieku jak wyroczni, idziem, burzym, wywracamy, drudzy budują, inni znowu obalą... od czego świat i życie??
Na tém rozmowa skończyć się musiała, jenerał bowiem dłużéj rozprawiać z Ilią nie widział pożytku. Nizin po chwilce począł sam daléj nie proszony.
— No! tu to rola dobrze przygotowana — rozśmiał się — co posiejesz, wyrośnie. Nas Wielkorusów słuchają jak proroków... aby im siła, aby im zemsty nadzieja, a co potém z nimi będzie... No!... począł się śmiać, ręce zacierając. — Oni tu wszyscy z nienawiści do szlachty republikanie i demokraty... oni nas w mig rozumieją... Tylko na carski rząd nie można im nic powiedzieć, bo jeszcze cara szanują, przez to im przejść potrzeba — to darmo. Nie długa sprawa... pójdą i skosztują, dostaną oskomy...
Ot widzicie — począł po chwilce — ja tu — Samuel, tu... znaleźliby się i drudzy... każdy z nas ma z kim gadać i co robić... Z nimi nam daleko łatwiéj niż z Serbami, albo z Czechami, albo z Kroatami... Tamtym w głowie, że oni osobne państwa mieć mogą,