Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/802

Ta strona została skorygowana.

sze. Grzeszyliśmy zawsze tém najwięcéj, żeśmy jawnie spowiadali się z każdéj myśli i zamiaru... i nawet gdyśmy na nieprzyjaciela uderzyć mieli, mówiliśmy mu: Strzeż się! Pilnował się téż tak dobrze, że nas z ciosem uprzedzał.
Nad wieczorem znużony szczebiotaniem hrabiny, pożegnał Stanisław gościnny dom państwa Ropczyckich i puścił się pieszo do hotelu, myśląc o napisaniu listu do matki. W drodze jednak ogarnęła go tęsknota jakaś dziwna, ściskająca jak mróz serce, która nie dozwoliła pióra wziąć w rękę, bo czuł, że onoby przykry stan duszy zdradziło.
Z tego, co dotąd słyszał, widział, co przeczuwał — stan obecny Polski, którą kochał cichą miłością synowską, przedstawiał mu się w barwach tak straszliwych, iżby był przed nikim nie chciał się z tego zwątpienia spowiadać.
Wszystkie rysy rozpierzchłe, które pamięć gromadziła w umyśle powoli, zebrały się nagle, jakby czarnoksięzkiego zaklęcia sile posłuszne — i stworzyły ten obraz ciemny przedednia skonu...
Pot zimny wystąpił mu na czoło... spuścił głowę i pogrążony tak powlókł się do samotnéj izby, w któréj siadł wśród mroku a raczéj upadł na łóżko — zbolały i zrozpaczony. Dla czego właśnie w téj chwili widzenie straszne opanowało umysł, nie umiał sobie wytłómaczyć — i pozbyć się go téż nie mógł. Widział tę Pol-