Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/803

Ta strona została skorygowana.

skę ściśniętą między dwa mury rosyjskiego despotyzmu i niemieckiéj rachuby chłodnéj, mającą do wyboru tylko dwie paszcze otwarte... Stała w pośrodku rozbrojona, rozdarta z dziećmi, które zamiast kupić się razem, waśniły się o drogę, pasowały o barwy, jakiemi przybrać się chciały.
Wodzów nie było... krew ich wyschła do kropli ostatniéj, kapłani patrzali nie w niebiosa ale gdzieś w dal zamierzchłą, tłumy wykrzykiwały różne hasła... a pola stały odłogiem i oręż rdzewiał i niszczały mienia ostatki... Gdzieniegdzie pośród ciżby wrzącéj grały grajki skocznego a weseli tańczyli, aby głodu i nędzy zapomnieć. Ówdzie sypali ostatkiem złota ci, którym chleba jutro miało zabraknąć. — Ładu i spoju nie było nigdzie... a dwie paszcze otwarte szeroko ziały już śmiercią jutrzejszą...
Tłum był — ludzi brakło... Wodzami chcieli być wszyscy, nikt żołnierzem; każdy miał radę inną, by ojczyznę zbawić... a dwóch nie znalazłeś zgodnych.
Jedni wołali Rzymu, drudzy Austryi, Prus trzeci, inni Moskali, Francyi starzy marzyciele, bodaj Turka ostatni... bo już w sobie samych siły nie czuli... Jeden zbawienia wyglądał od ludu, któremu zawiązanych oczów nie chciano otworzyć, drugi od modlitwy i cudu, inny od frymarków politycznych, sprzedając się za „kto da więcéj?“ Żadnéj dłoni mocnéj, coby ujęła i pchnęła — Wszyscy tam!! I przesunęła mu się przed zakrwawio-