Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/816

Ta strona została skorygowana.

Zbyski, unikając sporu, przystał na zarzut i umilkł. Jako Polak w téj polityce czuł coś chińsko-nie-rozumiałego a zabawiającego się w słowa więcéj niż w płodne dla kraju myśli.
Parę jeszcze figur przesunęło się około przybysza, usiłował z niemi zawiązać rozmowę o kraju, o gospodarstwie, o życiu na wsi, o handlu, jedném słowem o czémś z innéj sfery wyczerpniętém — napróżno, każdy za statystę chcąc uchodzić, prawił o konstytucji, patentach, Gołuchowskim, Potockich, Wodzickich, reichsracie, sejmie, wyborach, demokracyi, Smolce, radzie miejskiéj — tak że z tego gleju politycznego wybrnąć nie było podobna.
Młody człowiek, któremu uczynił po cichu uwagę, że tu wszystko pochłania polityka, odpowiedział mu szydersko, iż to przecie jest edukacyą polityczną narodu, który był sobie nadto zardzewiał. Dodał, iż dla wychowania ludu brakło wprawdzie szkółek w mieście i na prowincyi, ale często zwoływane mityngi i na komenderówkę wybijane Żydom okna skutecznie miały je zastąpić. Był tego najmocniejszego przekonania i z gorącą wymową je popierał.
Szczęściem dla jenerała, który po kilku próbach nie śmiał już ust otworzyć, nadarzył mu się milczący staruszek, niegdy obywatel Królestwa, z którym go prawnik zapoznał. Ten z cygarem siedział sobie w kąciku... Rozmowa rozpoczęta po cichu, aby inaczéj uspo-