Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/830

Ta strona została skorygowana.

— Ale jutro, panie marszałku, rzekł kapitan, ktoś tę edukcyą poprowadzi na wasze szyby...
— O! wara! zawołał marszałek, to znowu co innego, katolickiego szkła tłuc nie wolno!
— Jabym żadnego nie pozwolił — gniewnie obruszył się Ropczycki — co u kaduka! Tłuczenie okien klasa pierwsza, znieważanie ludzi klasa druga, a na maturę dorabiając, gotowi kogo na latarni powiesić! To już będzie wychowanie dokończone...
— Nie, panie kapitanie — przerwał jenerał, kończy się ono dopiero, gdy lud nauczycieli swych wywiesza...
Rozśmiali się wszyscy... Gwar trwał jeszcze w dali i wzmagał się, to ucichał chwilami. Towarzystwo całe pod wrażeniem téj burzy ludzkiéj stało milczące i zamyślone... jakby Anioł śmierci przeleciał nad jego głowami.
Jenerał powiedział sobie w duchu — że potrzebujący pracy i wypoczynku z trudnością pono wybraćby mógł sobie kraj, gdzie na wsiach żyje wspomnienie rzezi a po miastach swobody pierwszy użytek stał się swawolą.
Niepostrzeżenie do zamyślonego zbliżył się hrabia N. N., spólnik domu bankowego Fiburger, Kapiszon & Comp., i powitał go jak stary znajomy i przyjaciel.
— Namyśliłem się, rzekł mu po cichu, mam coś