Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/858

Ta strona została skorygowana.

Redaktor Krakowianin jadł mówiąc żywo i rozpoczynając dowcipować, aby go za lada gryzmołę nie wzięto; wielki pan zaledwie łyżkę umoczył i skosztował owoców kuchmistrza z pod Róży.
Nizin jadł jak dziecię natury, demokrata młody ze Lwowa spiesząc się, krztusząc i rozpatrując po placu boju... republikanin z zimną krwią i obojętnością człowieka, który wie, że głodny być nie może.
Nieszczęśliwy gospodarz na wpół z jenerałem dźwigający obowiązki te — Arusbek zapominał o sobie, o ugodzie, o polityce, tak go bolało, iż zupa była bez szyku, paszteciki przysmalone, a wino nalane trąciło po troszę spirytusem.
Ukazująca się ryba, acz świeża, pięknego wzrostu i ubrana jak na wesele, nie pocieszyła go wcale, wymagał bowiem od niéj więcéj dystynkcyi a kucharz zrobił tylko to, co na wszystkie obiady zamówione zwykł był dawać.
Następne półmiski ani sosem ani fizyognomią nie odpowiedziały nadziejom, wino czerwone było widocznie austryackiéj fabryki, acz etykiety jego wiele mówiły o Francyi — trzeba było z rezygnacyą przyjąć wszystko i milczeć. Szczęściem oprócz kilku smakoszów, reszta — nie nawykła się spotykać z tém wszystkiém po najwykwintniejszych restauracyach Europy — jadła nie grymasząc. Wszyscy pono w téj chwili gromadzili zawczasu do-