Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

Uśmiech przewinął mu się po ustach jak wąż po trawie i znikł.
— Przekonacie się kiedyś, rzekł głosem stłumionym, iż Pan Bóg dał jaszczurkom najpiękniejszą skórę, zatrutym kwiatkom najświetniejsze kolory a ropuchom serca co w kamieniu zakute po tysiąc lat biją...
— Wybyście powinni pisać poezye... odezwała się szydersko Marya Pawłowna, wolałabym was w książce niż żywego. Ale przybyliście z plotkami, wypluńcie je, boby was dusiły.
Arsenowi Prokopowiczowi oczy błysły, ale powiekami je przymknął i mówił chłodno... powoli.
— Szczęśliwym wszystko wolno... nawet nic nie szanować. Wiecie Maryo Pawłowno, trudno było oczom uwierzyć na Wasiljewskim Ostrowie już po was śladu nie zostało... wszystko znikło czarodziejsko... niktby się nie domyślił, że ten dom był świątynią.
— Moja myśl w nim mieszka... odparła bledniejąc Marya — a gdzie stopa moja stanęła raz, nie zatrze się jéj ślad tak prędko... Są ludzie co wracają upiorami, zkąd ich siłą wygnano — ja należę do upiorów.
— A któż o tém nademnie lepiéj wiedzieć może? odezwał się Arsen wzdychając... tysiąc razy wygnałem natrętną, a przecież...
— Arsenie Prokopowicz — jesteś nudny jak lukrecya, bądź zły, z tém ci lepiéj do twarzy. — Cóż więcéj?