Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/883

Ta strona została skorygowana.

Nie było dnia, żeby teraz nie nastręczał się majątek do nabycia w Krakowskiém lub Galicyi wschodniéj. Dr. Ignacy, państwo Skwarscy, prawnik ze Lwowa donosili o tych złotych jabłkach, które kogoś mniéj zrażonego i ostrożnego byłyby może spokusiły. Nic w istocie piękniejszego nad majątek na papierze; w inwentarzu wydaje się wszystko wielkich rozmiarów, wyobraźnia powiększa jeszcze każdy szczegół, dochody są obliczone na rozłakomienie, dogodności wyrachowane skrzętnie, słowem błogosławieństwo Boże, chwytać tylko i dziękować. Przybywszy na miejsce, dopiero na słońcu tém ukazują się powoli małe plamki, które wzrastają do przerażających rozmiarów... Dogodności zmieniają się w ciężary, ozdoby na defekta, braki dają się czuć dotkliwie i tajemnica, dla czego one złote jabłko było do zbycia, wychodzi na wierzch, bodaj tylko nie zapóźno.
Pani pułkownikowéj wszystko to zdawało się piękném, dobrém, chciała co najrychléj widzieć syna spokojnym, osiadłym a — daj Boże — żonatym obywatelem... Nie miała dlań innych pragnień nad to szczęście domowe, wiejskie, tradycyjne nasze, we dworze wśród lip starych, przy wiosce z kościołkiem, z dobremi sąsiadami, poczciwą żoną, staremi sługami i obchodem świąt po dawnym obyczaju z wiejskim ludem, plebanem, dziatkami i ubóstwem... Wyobrażała sobie, że po cichu u Boga wymodli mu Michalinę, którą kochała jak córkę... Dla tego co najprędzéj chciała już mieć owe