Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/892

Ta strona została skorygowana.

Od brandeburgskich wrót, przez które niedawno całe Prusyby były mogły wygodnie przejechać, do mostu z białemi widmami Grecyi, zdającemi się rozpaczać, że stoją nago przed umundurowanymi tak pięknie żołnierzami, Lipowa ulica wygląda jeszcze choć córką Fryderyka W. ale nie bez powagi i wdzięku, nie trzeba tylko wychodzić ani na prawo ani na lewo, bo przekroczywszy tę linią, tonie się w kwadratach i błądzi po szachownicy bez granic, między jednostajnemi pudełkami. Pudło zielone, różowe, żółte... ale nic oprócz pudełek i skrzynek. Żadne miasto nowe amerykańskie nie może być nielitościwiéj jednostajne. Dopiero koło Thiergartenu, za miastem, gdzie się kończą geszefty, zaczyna się popis dobrego smaku w bardzo ładnych domkach i willach, które mogłyby u cukiernika stać za oknem, tak wyglądają elegancko. Nie mogę uwierzyć, żeby tam kto mieszkał. Gdy się wszystkie interesa i prozaiczne sprawy życia skończą, umywa bankier ręce w mosiężnéj miedniczce i jedzie do willi na Thiergarten, którą postawił nie dla siebie ale dla oka ludzkiego. Tam udaje, że się tym przepychem bawi, chociaż on go tylko pilnuje. Architekt dał mu gotowym z całą fantazyą, wytworem, ozdobami, które gdzieindziéj sam właściciel sobie tworzy, — tu to wszystko nabyte za miły grosz i pilnuje się skrzętnie, aby nie podupadło, bo reprezentuje kapitał. Nikomu to niepotrzebne, nikt w tém nie smakuje, ale ludzie się dzi-