Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/905

Ta strona została skorygowana.

— Prezes, prezes! dodał zniżając głos — bardzo zacny człowiek, nie przeczę, ale kwaskowaty... Całe życie miał zgagę... Ostrożny, nadto ostrożny, a pozycye trzeba po żołniersku brać, przebojem. Inaczéj na świecie nic. Jak Boga mego kocham, niech pułkownikowa wierzy... Szliśmy tak na baterye moskiewskie...
Spojrzał na Arusbeka i zamilkł nagle. Kniaź, który rozumiał już po polsku, odezwał się po francusku — Bierz pan baterye i na mnie nie uważaj...
Malwiński poszedł go za to uściskać. Wykryło się przytém zaraz, dla czego tak długo pozostał, chciał, jak powiadał, mieć to szczęście, ażeby razem ze Stasieczkiem — i z księciem zjeść obiadek. Od tego się wyprosić nie było podobieństwa, gotował się, o protekcyą prosząc, klękać znowu przed pułkownikową. Szczęściem Zbyski i Arusbek zaproszenie przyjęli, a adjutant wybiegł wskazawszy im restauracyą bo chciał jeszcze parę wojskowych z roku 1831 zaprosić. Napróżno go o sekret proszono — Sekret! między nami, wojskowymi! zakrzyknął... tu go przecie nikt nie zdradzi... a kartel zniesiony...
Po wyjściu téj trąby, jak go nazwał Arusbek, trochę było potrzeba wypocząć — panowało chwilę milczenie; pułkownikowa zadumała się, przypomniała sobie przeszłość i łza kręciła się w jéj oku. Ten otyły, rubaszny, wyłysiały Malwiński był naówczas młodziuchnym, świeżym oficerkiem jak jabłuszko różowym, tro-