Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

— Wam! a tak! prawda! Oznajmiliście mu, że będziecie u mnie, domyślił się, że po was trzeba powietrze oczyścić.
— Maryo Pawłowno — za co wy mnie katujecie?
— Odpłacam tylko to, co wy robicie dla mnie. — Ale powiedzcie wy mnie, za co wy czepiacie się nas dwojga... co jest wspólnego między nami a wami? co wam do mnie i do nas? Wasza gorąca miłość to obelga... Wierzcie mi, gdyby na świecie Stanisława Karłowicza nie było, gdybym umierała z suchót serca i nudów, nie wzięłabym was nawet za lokaja...
Arsen Prokopowicz uśmiechnął się po swojemu.
— Ja to już słyszałem — rzekł — to nie nowe, Maryo Pawłowno, a wy tyle macie imaginacyi, że wam nie godzi się powtarzać.
— Aleście nie słyszeli nigdy jeszcze odemnie tego, co posłyszycie dziś — zawołała gwałtownie, wskazując drzwi, jenerałowa... proszę was, abyście więcéj mojego nie przestąpili progu. Rozumiecie?
Arsen ujął kapelusz w obie ręce, twarz jego blada pożółkła... usta zadygotały, skłonił się nisko...
— Przepraszam, rzekł, gdy zawołacie, o czém nie wątpię, będę na usługi, ale trzeba będzie zapłacić drogo...
Schylił się i wyszedł na palcach...
Marya Pawłowna odwróciła się plecami i poczęła patrzeć w okno, pogróżka najmniejszego na niéj nie