Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/921

Ta strona została skorygowana.

mnie jakaś nieznajoma figura w okularach i pije herbatę. Wlazł mi do sali przebojem. Gdym się obudził, przypytuje się do mnie, zaczyna rozmowę, ofiaruje mi herbatę, powiada, że mnie z reputacyi zna... i to i owo. Grzecznie, układnie, daléj, że i niektóre osoby, co z obiadu wychodziły, są mu znajome. Pytam go kto... Rznie mi jenerała po nazwisku. To mnie uderzyło, ale jak tylko o nim wspomniał, uciął. Pytam go, milczy. Zaintrygował mnie, więc napieram, męczę... aż nie rychło, gdym już dobrze natarł, zaczyna śpiewać! Ale co! co! ach! prezesie! bogdajbym umarł, niżelim to posłyszał...
— Na miłość Bożą! cóż takiego? — zawołał prezes przestraszony — czy ci się nie przysłyszało?
— Zapewne! przysłyszało! Ten mi całe curriculum vitae pana jenerała wyśpiewał od A do Z i dowiódł nieprzepartym sposobem, że to jest... szpieg i zdrajca...
Prezes pochwycił się za głowę.
— To potwarz! to niegodziwe, szkaradne jakieś oszczerstwo i intryga! — zawołał — przeczę temu; nie chcę słuchać.
— Jam go téż mało nie udusił, tego pana Larskiego, bo to jakiś obywatel z Królestwa, który długo służył w Petersburgu. — Ja także wierzyć nie chciałem... cóż, gdy jak na dłoni, że zdrajca! że go się strzedz potrzeba! że tu go wpuścić nie można... Rząd