Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/933

Ta strona została skorygowana.

Na hałas ten niezwyczajny z sąsiedniego pokoju wpadł Arusbek, spojrzał na przyjaciela, który siedział zmieniony i drżący, i czekał aby mu ten wytłómaczył odwiedziny i koniec ich tragiczny.
Jenerałowi trudno było wyrzec słowo; nawykły do panowania nad sobą, ilekroć czuł, że stracił tę władzę, wstrzymywał się od wyrazu, od ruchu, dopóki jéj nie odzyskał. Czekał i teraz, ażby myśli zebrał, wstał i rzucił się wzruszony Andrzejowi na szyję.
Widząc go w tak niezwyczajnym stanie, podraźnionym — nie swoim, Arusbek zląkł się; wiedział, iż nie musiała lada fraszka podziałać tak na człowieka, który zwykle znosił wszystko, co go spotykało, z niezmierném męztwem i umiarkowaniem.
— Co ci jest? mój Staszku? co ten człowiek zrobił? powiedział?
— Cicho — daj mi się uspokoić — boję się, by nas matka nie usłyszała; potrzebuję przyjść do siebie, weź kapelusz, wyjdźmy... jedźmy
Kniaź był posłuszny, pochwycił swój kapelusz, wyszukał drugi dla towarzysza, podał mu okrycie i jak najspieszniéj wyprowadził z domu. Szybkim krokiem wyszli oba, sami nawet niewiedząc dokąd, kierując się bezmyślnie ku brandenburgskim wrotom... W drodze Arusbek nie zadał żadnego pytania, czekał... patrzał, a widząc płomienie i bladość na twarzy zwykle uspokojonéj Stanisława, gubił się w domysłach, co mogło